/

2016-05-31

7 powodów nie działania mitycznego DWUPUNKTU.

Na naszej Kwantowej Drodze pojawiają się często sytuacje, w których dowiadujemy się, jesteśmy proszeni o radę, czy wręcz widzimy bezradność i swego rodzaju irytacje, bo ten słynny, zawsze działający Dwupunkt, będący filarem metod kwantowych – NIE DZIAŁA.
Stanęliśmy więc twarzą w twarz z wyzwaniem – czemuż on nie działa?
Teoretycznie Dwupunkt działa zawsze. Ale co jeśli działa, a nie działa? Albo chciałby zadziałać, ale coś mu w tym przeszkadza? 😉
Podjęliśmy się wyzwania; zdiagnozowaliśmy główne przyczyny nie działania i rozprawimy się z nimi!

Dwupunkt nie działa, bo…

POWÓD 1. – O CO W OGÓLE KAMON?

Jako pierwszy, bo w sumie najważniejszy, postanowiliśmy rozgryźć temat niezrozumienia samego procesu kwantowego i przestrzeni, w której on się odbywa.
Paradoksalnie zauważamy, że mimo przygotowania merytorycznego z tym problemem boryka się sporo osób. No bo temat wcale nie jest taki prosty, a że nasza konstrukcja jest taka, że musimy, powinniśmy [może najmniej pasujące słowo], chcemy poznać proces używając lewej półkuli, jej zupełne wyłączenie już w momencie oswajania się z procesem, nie jest chyba najszczęśliwszym rozwiązaniem. Dajmy strawę naszemu racjonalnemu JA. Celowo napisałem JA z dużej litery, bo to przecież część nas, a jej wyłączanie, wykluczanie, marginalizowanie już powoduje swego rodzaju dysonans. „Wyłączenie” lewej półkuli podczas procesu jest konieczne, ale dobrze by ta wyłączana lewa półkula dowiedziała się po co mamy ją wyłączać 😉 Ano po to, by nie być myślami, które ona non stop generuje, a wejść w rolę obserwatora. Bardziej być, niż myśleć, że się jest. To podstawa procesów kwantowych – dostęp do potencjału możliwości, z którego przychodzą rozwiązania następuje wtedy, gdy jesteśmy w roli bezwiednego obserwatora. A istotą dwupunktu i innych narzędzi kwantowych jest połączenie z tym potencjałem, nazywanym też Polem. Połączenie mamy wtedy gdy będąc w pozycji obserwatora, korzystamy z możliwości pola serca, które dzięki swym magnetycznym właściwościom jest katalizatorem całego procesu. Posłużymy tu się porównaniem, które wg nas idealnie oddaje istotę całego procesu.
Internet. Jest w nim wszystko. Zgodzicie się, prawda? Wyobraźmy sobie, że jest on tym Polem, Potencjałem Możliwości, Matrycą. To jest to WSZYSTKO i NIC zarazem – bo nie możemy go dotknąć, zobaczyć. Szukając odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie, łączymy się z internetem. Aby to połączenie mogło być zrealizowane potrzebujemy podłączenia do internetu – w procesie kwantowym, serca i jego możliwości. Potem następuje moment wstukania hasła, pytania w celu otrzymania odpowiedzi. Czyli kreowanie intencji. I co robimy jak wprowadzimy to pytanie? Nie snujemy wyobrażeń co chcemy dostać, nie ograniczamy możliwości wyboru, nie warunkujemy otrzymanych odpowiedzi. Po prostu siedzimy i czekamy. Obserwujemy okno przeglądarki jak kot obserwuje dziurę w ścianie oczekując na mogącą pojawić się w niej myszę. I to jest istota – wiemy, mamy pewność ponad logiką, że otrzymamy odpowiedź. Spokojnie obserwujemy. I ten moment oraz wiara w powodzenie procesu jest kluczem.
Ale jeszcze mamy te 2 punkty. Dlaczego dwa, po co, co w ogóle z tymi rękami robić? Rób co chcesz. Możesz nie robić nic, możesz mieć gest Chrystusa 🙂 Jak Ci pasuje. Bo skuteczność jest miarą prawdy i to co u Ciebie działa jest prawdą. Ale dlaczego mówi się o dwóch punktach? Mają one dwie funkcje; pierwsza związana jest z procesem – jeden punkt to problem, pytanie, temat, nad którym wykonujesz proces. Drugi to jego rozwiązanie pochodzące z Matrycy, Pola, Potencjału Możliwości. Ich połączenie jest tą transformacją kwantową. Ale i druga rola. Polegać ma na „odciągnięciu” uwagi umysłu. Skupiamy go na dwóch punktach, a że bidulek nie ogarnia świadomie więcej jak dwa tematy na raz, jest na tyle zajęty, że nie ma czasu na przeszkadzanie. Więc przez to następuje również jego „wyłączenie” i pozwolenie by proces się zadział.
I na tym z grubsza polega istota procesu.

POWÓD 2. – OGRANICZENIA

To bardzo częsty powód nieudanych transformacji kwantowych. Częsty, bo i temat popularny i nie rzadko nieuświadomiony.
Nasze ograniczenia to;
LĘKI – te nieuświadomione i świadome. Z drugimi poradzić sobie pewnie będzie łatwiej, bo przynajmniej wiemy jak maja na imię. Nazwanie czegoś to już połowa sukcesu. W definicjach psychologicznych lęki maja aspekty irracjonalne. Strach – ten może być uzasadniony. Ba, nawet jest czasem potrzebny. W sytuacjach zagrożenia życia może być stymulujący i ratować to życie. Lęki, te natomiast mają zwykle charakter irracjonalny. Ich istnienie bierze się z konstrukcji naszego mózgu, który ma naturalna tendencję do generowania negatywizmów. Jest jak papier ścierny dla negatywnych myśli i niczym teflon dla myśli pozytywnych. Stąd tez lęków produkujemy co dnia w ilościach hurtowych. Ale musimy pamiętać kto tu rządzi i te irracjonalne lęki racjonalizować. Tak, nie ma sensu chowanie ich pod dywan, udawanie, że ich nie ma. Trzeba im spojrzeć prosto w twarz i na poziomie świadomym przetransformować. Pomagają tu specjalne wizualizacje przeprowadzające nasz umysł przez odpowiedni proces. Dobrze jest się w takich sytuacjach wsłuchać w siebie. Świadomie się poobserwować, dać wyleźć tym wszystkim lękom na powierzchnię. Prawda jest taka, że one lubią światła reflektorów. W końcu są po to by się nimi zajmować. Więc jak już wyjdą, to dać się wypłakać, wygadać, ponarzekać i pozwolić odejść. Dajemy bilet na pociąg… w jedną stronę

PRZEKONANIA – o tych to mamy na pęczki, prawda? I najbardziej lubimy 😉 te dotyczące nas samych – naszej samooceny, poczucia własnej wartości, naszych możliwości. Za większość naszych przekonań i ograniczeń odpowiadają nasze dziecięce lata. Ale i jako starsi potrafimy sobie nawkładać do głowy zupełnie niepotrzebnych i nieprawdziwych informacji. Z takimi przekonaniami, memami też można pracować narzędziami kwantowymi. Ale jesteśmy też zdania, że można je również usuwać na poziomie świadomym. Wszystko jest naszą decyzją. Jeśli żyjąc świadomie, uważnie dojdziemy do tego co jest fałszywym przekonaniem ograniczającym nas w życiu, to już tylko krok od tego by podjąć decyzję, że chcemy się tego przekonania pozbyć. I tu nie są konieczne żadne kwantowe czary, ale jeśli ktoś tak woli, proszę bardzo. W końcu skuteczność jest miara prawdy …znów przytaczamy naszą ulubioną zasadę Huny

OPÓR PRZED ZMIANĄ – Niby chcemy zmiany, bo przecież po to robimy te wszystkie procesy, chodzimy na warsztaty. Ale jak przychodzi co do czego, jest opór. Małe piwo jeśli świadomy to opór. Ale często skubany potrafi się tak schować, że go nie widzimy i udawać, że wszystko jest w porządku. I trzyma nas w tej strefie komfortu, próbując przekonać, że może i nie jest tu najlepiej, ale przynajmniej jest to znane „nienajlepiej”.
Życie to ciągła zmiana. Gdyby jej nie było, nie byłoby życia. Raz jest noc, raz dzień. Raz pada deszcz, innym razem świeci słońce. Gdy człowiek podłączony do holtera [to urządzenie, które pokazuje rytm serca] żyje – widzimy skoki, góra dół. Linia ciągła, brak zmiany – to znak, że właśnie odszedł. Nie bój się więc zmiany. Podchodź do niej jak do nowej przygody, z zaciekawieniem, ekscytacją. Zachwyć się tym co Cię może spotkać i pozwól sobie na to co ma się wydarzyć. Cokolwiek by to było.

POWÓD 3. – SPIĘCIE TYŁKA – czyt. brak odpuszczenia, puszczenia.

Fajny temat, prawda?
Od początku – dlaczego w ogóle spinamy tyłek? No głównie dlatego, żeby ładnie na zdjęciach wyglądał ;)) A tak na serio. Spinamy się, bo się, albo czegoś obawiamy, nie jesteśmy pewni tego co przyjdzie, spodziewamy się czegoś i się naturalnie stresujemy, czy to dostaniemy, bo robimy coś nowego, bo boimy się czy wyjdzie. I tak dalej. Ile tyłków, tyle powodów 😉
Warunkiem zadziania się, transformacji kwantowej jest tzw. odpuszczenie. Ono wynika bezpośrednio z konieczności „wyłączenia” lewej półkuli, elementu kontroli, warunkowania. Tu też kłania się jedna z zasad naszej ulubionej Huny – energia idzie za uwagą. Naturalnym jednak odruchem, wynikającym z konstrukcji naszego mózgu jest fakt „śledzenia” uwagą problemu, którym aktualnie nas angażuje. Więc jeśli pracujemy nad jakimś problemem, który nas dość mocno dotyka, naturalnie trzymamy się kurczowo energetycznie tego problemu. W ten sposób poniekąd go wspieramy, zasilając energią. Naszemu umysłowi jest wszystko jedno co zasilamy swoja uwagą. Polu, Matrycy również. Więc paradoksalnie pracując nad problemem, będąc w niego emocjonalnie zaangażowanym, trzymamy się go rękami i nogami. Nie pozwalamy na transformację, bo trzymamy problem, nie pozwalając mu odejść, transformować się. Pułapka. Masz problem? Zależy CI na czymś? Chcesz to zmienić? Zapomnij o tym, odpuść sobie, miej na to wywalone 😉 Przecież nie można puścić bąka przy spiętym tyłku ;))) Chcesz coś uwolnić, pozwolić się temu transformować? Puść to wolno.
Jedna moja znajoma miała dość prostą, ale skuteczną maksymę życiową – Miej wyjeb…, a będzie Ci dane 🙂 Może niezbyt wysublimowana i prostacka – ktoś by rzekł. Ale skuteczna, bo u niej działa. Zadziała i u Ciebie. Rób to w sposób lekki, bezpretensjonalny, baw się transformacją. I broń Boże nie daj się wciągnąć w pułapkę ego, które może Ci sugerować, że to będzie oznaczało, że Ci na czymś nie zależy. Ważność nie ma tu nic do rzeczy.
W procesach kwantowych moment, w którym zachodzi transformacja jest porównywany do momentu puszczenia strzały w łuku. Nie bez przyczyny nasze logo to taki łuk.
Napinasz cięciwę – nadajesz moc strzale, którą za chwilę puścisz. W procesach kwantowych to moment połączenia z Matrycą. Obierasz cel, spokojnie mierzysz, koncentrujesz się na nim. Generujesz intencję. Teraz pozostaje tylko puścić. Strzała zmierza do celu. Łączą się 2 punkty – strzała będąca stanem obecnym, pierwszym punktem – z punktem na tarczy, który jest celem intencji, drugim punktem.
Puszczaj spięcie tyłka jak najczęściej. Nawet poza procesami kwantowymi. No może nie w windzie ;)))

POWÓD 4. – WARUNKOWANIE

Spotkaliśmy się z ciekawymi sytuacjami podczas procesów kwantowych. Wykonujemy proces osobie trzeciej. Co mogę dla Ciebie zrobić, nad czym pracujemy?
To ja poproszę o jak najlepsze dla mnie rozwiązanie sytuacji w pracy. Ale… żeby to się skończyło tak, że mój szef zrozumie błąd i da mi podwyżkę a koledzy to… No i tu tez poszła wiązka życzeń.
Procesy kwantowe to nie do końca koncert życzeń. Oczywiście, intencja to poniekąd już koncert życzeń. Ale… no właśnie. Byle bez ALE. Bo samo pojawienie się ALE w jakimkolwiek kontekście mówi o braku gotowości na zmianę, braku akceptacji. Rzuciłbym palenie, ale…. Oczywiście ja to chcę zmiany, ale…. Poproszę o najlepsze dla mnie rozwiązanie, ale…. Jestem gotowy na zmianę, ale….
Widzicie sami, jeśli pojawia się ALE, nie spełniamy jednego z podstawowych warunków zadziania się transformacji – nie ufamy Polu, Matrycy. Skoro nie ufamy, nie ma rezonansu. Ponadto kreujemy ograniczenia, zamiast je usuwać.
Zaufanie w najlepsze z możliwych rozwiązań to MUST BE wszystkich kwantowych narzędzi. Musimy sobie uświadomić, że dostaniemy najlepsze dla nas rozwiązanie. Mieć pewność ponad logiką, że tak będzie. Dostaniemy to czego potrzebujemy, niekoniecznie to czego chcemy. Różnica subtelna, ale jest.
Eliminacja warunkowania to automatycznie pozwolenie na zmianę. Bo z tym pozwoleniem to jak wiecie, różnie bywa. Niby coś chcemy transformować, ale… na naszych warunkach …czyli w sumie – nie chcemy.
Spróbujcie, nie tylko podczas procesów kwantowych, usunąć ALE ze słownika. Jeden dzień kiedy zamieniamy „ale” na „i”. Nie będzie to łatwe, ale gwarantujemy – będzie mocno transformujące dla Waszego ego 😉 Dajcie mu w kość! 🙂 Trzymamy kciuki.

POWÓD 5. – CZY JESTEM W POLU SERCA?

Tak jak pisaliśmy wcześniej, do wglądu w zasób Internetu potrzebne jest z nim połączenie. W procesach kwantowych do połączenia z Polem, Matrycą, Potencjałem Możliwości, Bogiem, Wyższym JA… potrzebne jest serce. A raczej świadomość serca. Mówi się często o wchodzeniu w jego pole. Nie można wejść w coś, w czym się już jest 😉 Można odczuć większą świadomość z przebywania, można spowodować, że w większym stopniu uruchamiamy potencjał serca, można wejść w stan koherencji serca. No właśnie czym jest ta koherencja?
Gregg Braden badając serce w swoim projekcie Heart Math Institute mówi o tym stanie, kiedy serce wchodzi w pewien określony rytm, 0,10 Hz (0,10 cykli na sekundę). Taki rytm wytwarza bardzo regularną sinusoidę, matematyczny wręcz ideał, a sam stan koherencji jest wyjątkowo korzystny dla naszego zdrowia.
Ale czemu to jest aż tak istotne? Tu można by poświęcić temu cały, artykuł, książkę może nawet. Praktycy kwantowi wiedzą, co może serce. To się wiąże z jego potencjałem magnetycznym i elektrycznym, z tym, że jest w nim ukryta tzw. „iskra Boża”, nasza dusza, nasz pierwiastek boski, dzięki któremu wracamy do pierwotnego stanu połączenia z tym boskim potencjałem. Podobno kardiochirurdzy to wiedzą, że jest w sercu taka część, która po dotknięciu powoduje, że pacjent momentalnie umiera. Nauczyli się tego empirycznie i pamiętają za każdym razem robiąc operacje na otwartym sercu… To właśnie ta część, o której mowa wyżej.
Często moment „wchodzenia w serce” podczas procesów kwantowych wiąże się ze swego rodzaju stresem, spięciem, co wywołuje efekt zgoła odwrotny. Koherencja serca to nie jest stan zwykłego relaksu, „wyjścia z umysłu”. To oprócz tego świadomości serca, „oddychania sercem”, również stan głębokiej wdzięczności, eufouczucia – jak to opisuje Kinslow. Jak to uzyskać? Poniżej krótka instrukcja. Przeczytajcie, zapamiętajcie proces i korzystajcie – nie tylko do procesów kwantowych. Koherencja serca ma przeogromny wpływ na nasze zdrowie. Uruchamiane są wtedy impulsy do mózgu, który jako „podwykonawca” zajmuje się regulowaniem chemii we wszystkich komórkach ciała. Daje nam to ogromne możliwości samouzdrawiania. Im dłużej w ciągu dnia jesteśmy w owym stanie koherencji, tym więcej czasu dostaje nasze ciało na wzmacnianie systemu immunologicznego lub na rekonwalescencję. Jak wiemy, każda dysharmonia w ciele (nazywana bólem, chorobą czy dolegliwością) może być uleczona samoistnie przez ciało. Samouzdrawianie jest naszą cechą biologiczną.
KOHERENCJA SERCA:
Usiądź wygodnie. Postaraj się zrelaksować. Zamknij oczy, jeśli tak czujesz się lepiej. Zacznij obserwować swoje myśli. Po prostu obserwuj, bez nadawania im emocji. Gdyby myśli były obłokami sunącymi po niebie, obserwując je zwracaj też uwagę na przerwy pomiędzy nimi. Na to nic, które jest pomiędzy myślami. Oddychaj miarowo, głęboko. Ale naturalnie, bez wysiłku. Przenieś powoli swoją uwagę, świadomość do serca. Możesz sobie wyobrazić jak byś oddychał sercem. Pomóc w tym może branie wdechów ustami i wydychanie ustami. Poczuj wpływającą do serca energię powietrza za każdym wdechem. Jak poczujesz tę świadomość serca przywołaj do tej świadomości jakieś przyjemne wspomnienie. Może to być osoba, którą kochasz, może to być jakaś sytuacja z Twojego życia, która dała Ci ogromną radość. Celem jest poczucie wdzięczności, miłości, swego rodzaju ekstazy. Ba, możesz przywołać nawet stan najlepszego orgazmu w Twoim życiu 😉 poczuj ten stan. Poczuj miłość, wdzięczność. Trwaj w tym stanie. Miej świadomość tego stanu wdzięczności osadzonej w sercu. Jesteś w stanie koherencji serca. Jesteś w procesie samouzdrawiania. Masz połączenie z Boskim potencjałem. Jesteś Bogiem!
Na koniec film, jak sam Braden mówi o roli serca:

POWÓD 6. – NIEWŁAŚCIWIE KONSTRUOWANA INTENCJA.

W sumie można by rzec – w czym problem? Jak można źle generować intencję? Generalnie nie można źle. Bo proces zajdzie. Pytanie tylko, czy da nam odpowiedź, której oczekujemy (może to jest złe słowo, bo pisaliśmy, że jakiekolwiek oczekiwanie, warunkowanie przeszkadza i powinno zostać wyeliminowane).
Z Intencją jest jak z marzeniami – jest powiedzenie „uważaj czego chcesz, bo możesz to dostać”. Nie oznacza to, że trzeba intencję budować jak cele – że musi być mierzalny, określony w czasie i konkretny. Ale na pewno ważne jest by „zamawiać” to, czego potrzebujemy, a nie to, czego chcemy. W sumie Pole, Matryca i tak da nam to co dla nas najlepsze, niekoniecznie to, czego chcemy.
Warto przy generowaniu intencji wcześniej zrobić sobie proces, który pomoże określić czego tak naprawdę potrzebujemy. Często okazuje się, że wcale nie potrzebujemy tych 20 mln zł, tylko spokojnego domu z radosną rodziną. Że uzdrowienie relacji w związku nie zawsze musi oznaczać pozostanie w nim. Pozbądźmy się w momencie kreowania intencji jakichkolwiek oczekiwań, planów, roszczeń. Tutaj temat nakłada się na opisany już wcześniej temat Warunkowania.
Byłem swego czasu uczestnikiem procesu uzdrawiania osoby, która miała nowotwór. Przyłączyłem się do procesu nawet nie pytając nad czym „pracujemy”. W trakcie cały czas czułem, że osoba, której robimy proces, nie bardzo chce pozytywnego rozwiązania. Wygenerowała intencję wyzdrowienia, wszyscy, którzy robili jej proces poszli w tym kierunku. Po procesie podzieliłem się z pozostałymi swoimi odczuciami – nie były one zbyt przychylne dla samej bohaterki procesu. Dla mnie proces nie miał większego sensu, bo osoba, której robiliśmy proces, nie bardzo chciała go przyjąć. Co ciekawe, niektórzy odważyli się po tym moim akcie szczerości też podzielić się swoimi odczuciami.
W procesach kwantowych mamy wgląd w matrycę, Pole i każdy kto jest w procesie ma wgląd w to samo. Często się więc zdarza, że ludzie opowiadają o tych samych rzeczach, wizjach, wydarzeniach, mimo, że się wcześniej na to nie umawiali.
Wracając jednak do głównego wątku – jak się podzieliłem swoimi odczuciami z osobą, której robiony był proces – zrobiłem to na osobności, w 4 oczy, licząc na odpowiedź „z serca”. I taką tez dostałem – osoba wcale nie chciała wyzdrowieć. Stan chorobowy był dla niej wygodny, dostawała to, czego potrzebowała – atencję, litość, skupienie uwagi. Zdziwiło mnie to szczere wyznanie, ale jeśli jesteśmy „wśród swoich”, będąc w sercu – trudno o ściemę.
To pokazuje, że teoretycznie intencja dotyczyła ozdrowienia, jednak jej prawdziwe korzenie nie miały tego celu.
Ważne też przy generowaniu intencji jest przekonanie, że dostaniemy to o co prosimy. Taką pewność ponad logiką. Ale ważne jest również, by nie wchodzić w energię proszenia. Jesteśmy Boskim potencjałem, Boską energią, więc w sumie Bogiem. Nie musimy nikogo prosić o cokolwiek. Żądamy. Ale oczywiście w sposób pozbawiony pychy i roszczenia. Natomiast musimy zrozumieć, że spełnienie naszych potrzeb jest w interesie tej wyższej siły, którą o to prosimy. Ona się realizuje poprzez naszą realizację. Bądźmy więc pewni tego o co prosimy… wróć – czego żądamy 😉 proszenie niesie ze sobą ryzyko nie wysłuchania naszych próśb. Żądanie to niejako królewski gest, który nie zna sprzeciwu. I tak podchodźmy do generowania intencji.

POWÓD 7. – MUSZĘ BYĆ POWAŻNY/A!

Podstawowym problemem duchowości jest brak luzu, dystansu. Myślę, że Stwórca patrzy tak na nas z góry i sobie myśli – „kurczę, czy ja kiedykolwiek mówiłem sugerowałem, żeby w tym całym rozwoju duchowym było tyle powagi, martyrologii???” No właśnie, mówił, sugerował? Pytanie do „przewodników duchowych”.
Okazuje się, że nie, bo to jest w sprzeczności z zasadami kwantowymi, Hermetycznymi, Huny, Kabały, etc. Skoro ma być miłość, euforia, zachwyt, wdzięczność, niech mi ktoś powie – gdzie tu jest miejsce na powagę i martyrologię?? Wszystkie te uczucia niosą ze sobą lekkość, radość. Czy dziecko jest poważne?
I teraz uwaga! Nie chodzi tu o robienie sobie jaj – chociaż osobiście uważam, że takie totalne puszczenie sprowadza się do totalnego luzu i zabawy procesem. Jeśli jesteś w sercu jest radość. Jeśli nie ma radości – nie jesteś w sercu. To proste.
Żadne poważne miny podczas procesu, żadne martyrologiczne gesty nie zbliżą Cię do Pola, do boskiej mocy. Bo Bóg, skoro już o nim mowa, to (tu niestety zburzę niektórym cały świat 😉 nie jest tym poważnym, brodatym starcem siedzącym w chmurach z karcącym gestem w kierunku swoich owieczek. Znajdziesz go bardziej w szalonym Zorbie, czy rozbrykanym, radosnym bez powodu 2-latku.
Ja wiem. Lepiej wygląda ten surowy, poważny starzec. Jak można za wzór duchowości przyjąć kogoś niepoważnego? Nasze ego się z tym nie utożsami. No właśnie ego, nie. A serce?
Żadna martyrologia, żadna powaga nie zbliża Was do Boskiej mocy. Nie ułatwia procesów kwantowych. Wręcz je utrudnia. To, że pracujecie nad poważnymi tematami nie oznacza, że musicie się z nimi identyfikować.
Ktoś powie – no ale jak tu mamy temat choroby, cierpienia osoby. Ktoś cierpi, a ja mam się tym bawić?
Nie, nie możesz się tym bawić. Ale też nie musisz swoimi emocjami skazywać tego na wieczne cierpienie. Wchodząc w pewnych emocjach w proces, wspieramy takie, a nie inne energie. Nadając czemuś uwagi, zamiast to transformować wspieramy to, bo potwierdzamy, że to jest ciężkie, trudne, bolesne, krytyczne, bez wyjścia.
Rola obserwatora jest niezwykle ważna, bo pozwala wejść bez emocji. Radość, eufouczucie, które się pojawia to jedynie sygnał, że mamy połączenie z sercem. to nie muszą być emocje, które wartościują problem. Nadają mu banalności. To my kierujemy naszą uwagą i decydujemy czy nasz stan oznacza lekceważenie problemu, jego trywializację, czy jest po prostu idealnym podłożem, by problem transformować.
Gorąco namawiamy; bądźmy mniej poważni! 😉 Efekty zauważycie natychmiast